PRZEDMOWA I WSTĘP

W ciągu paru lat, kajakarstwo stało się sportem powszechnym — narodowym. Od Najwyższego Dostojnika — Pana Prezydenta Rzeczypospolitej, aż po bezimiennego biedaka, który z byle czego kleci swą wątłą łódeczką, cały naród przez uprawianie sportu kajakowego manifestuje swą orjentację morską.

Dla tych, którzy widzieli imponujący spływ „przez Polskę do morza’, potrzeba podręcznika technicznego jest oczywista. Kajakarstwo jest sportem indywidualnym, samotniczym; dla ogółu — tylko książka może być tym nauczycielem, który wytknie błędy, podzieli się doświadczeniem.

Opracowując ,,Podręcznik kajakowca”, czerpałem obficie ze źródeł obcych, starałem się jednak zawsze w pierwszym rzędzie uwzględniać swoiste potrzeby polskie. Stąd może inne „proporcje” poszczególnych działów, niż w literaturze zagranicznej — rzucający się v oczy przerost kajakarstwa nizinnego i turystyki. Dział „Wody”, wstawiłem w tym celu, aby nauczyć patrzeć na zjawiska zachodzące w terenie jak na logiczny łańcuch przyczyn i skutków oraz aby wykazać, że żywioł ujarzmia się nie fantazją, zgadywaniem, trafem, a zwykłem logicznem myśleniem, opartem o analizę wyników obserwacyj.

„Podręcznik kajakowca’ ukazuje się już po właściwym sezonie. Obfitość materjału nie pozwoliła ukończyć książki na czas. A propos sezonu, to może umieszczony na okładce Eskimos przekona i zachęci do rozciągnięcia tego pojęcia poza wąskie ramy lata. Przedwiośnie, wiosna, jesień, a nawet niekiedy zima — są równie piękne.

Rozporządzając odpowiednim wyposażeniem, kajakarstwo można doskonale uprawiać mimo chłodów, choć pora nie nadaje się już do plażowania.

Na zakończenie, niech mi wolno będzie podziękować za pomoc Zarządowi Polskiego Związku Kajakowego w osobach p.p. płk. dypl. Zieleniewskiego i mjr. Sekundy, a za użyczenie pięknych zdjęć fotograficznych — p. mjr. Herfurtowi, kierownikowi referatu fotogrametrycznego W. 1. G.l biurom wytwórni ,,Metro Goldwyn Meyer” i „Uniwersal“ oraz p. p. L. Jabrzemskiemu, T. Morawkowi, W. Ostrowskiemu i H. Pogorzelskiemu.

Głównej Księgarni Wojskowej należy się niemniejsza wdzięczność za podjęcie się wydawnictwa i staranną szatę.

 

Antoni Heinrich (Tonny)

 

Jedną z charakterystycznych cech XX wieku jest żywiołowy POWRÓT DO PRZYRODY.

Katastrofalny stan zdrowotny i moralny mas miej­skich, grożące cywilizacji wyjałowienie i upadek — mu­siały zrodzić zdrowy odruch pod hasłem odrodzenia człowieka, przez powrót do wiecznych źródeł natural­nego życia,

Maszyna niszczy człowieka. Celem jej jest standart. Standaryzuje się wszystko: tryb życia, wychowanie rozrywki. Zamiast człowieka – twórcy, urabia się istotę nijaką — człowieka tłumu, mechanicznego roba, o wy­znaczonej przez organizację funkcji. Na jedno kopyto urabia się miljony ludzi! Wzamian za techniczne uła­twienia życia, zabiera się radość i wolność.

Nić wiążąca człowieka z przyrodą została zerwana. Nowoczesny rob nie rozumie przyrody, zostawiony z nią sam na sam okazuje się bezradnym niedołęgą. Wojna światowa wykazała całą nędzę jednostronnej cywilizacji. Zrozumiano, że należy kształtować całego człowieka, korzystając z potężnych sił, jakie daje przy­roda.

Turystyka jest nowoczesną formą współżycia cywili­zowanego człowieka z przyrodą.

Na morzu, w górach, wśród lasów, rzek i jezior — człowiek tłumu odnajduje swą wartość, przestaje się czuć popychadłem organizacji, staje się panem siebie.

W wędrówkach, w walce, odkrywa nowe bezcenne skarby, których zasklepiony w kręgu interesów miej­skich nie dostrzegał i nie doceniał. Uczy się rozumieć życie przyrody. Przed jego zdumionemi oczyma prze­suwa się przecudny film, mówiący o historji ziemi, dzie­jach kraju, życiu roślin i zwierząt.

Przyroda daje poznać swe żelazne prawa, zdradza swe tajemnice, po królewsku obdarza włóczęgę, przy­chodzącego z prostem sercem, ciekawem okiem i czujnem uchem. Niezrozumiałe rebusy geologiczne nabierają życia, treści. Poznajemy życie kraju w przekroju od strony „nieoficjalnej“. Oglądamy najpiękniejsze oko­lice i zabytki, wglądamy w troski zapobiegliwego ludu nadbrzeżnego. Zdała od gwaru miast pływamy, żeglu­jemy. Jak praojcowie, palimy ognisko, krzątamy się koło swego małego gospodarstwa. Cieszy nas łątka za­wieszona w powietrzu nad płótnem namiotu, wzrusza tragedja gonionej przez szczupaka stynki. Cały świat staje się piękny, radosny, bliski… mimo „kryzysów”, jesteśmy szczęśliwi…

Przed paru jeszcze laty, kajak był rzadkim gościem na naszych wodach. Dziś rzeki całej Polski zaroiły się od ruchliwych łódeczek. A wraz z kajakiem dociera do serc idea morska.

Wśród tysięcznych rzesz bezimiennych wędrowców tkwi niejedna dzielna dusza.

Może już wkrótce odmieni się sieroca dola zapuszczo­nych dróg wodnych.

Może znajdzie się wielki realizator marzeń Żerom­skiego, co, zakochany w pięknie naszych rzek, sprawi, że pracowity polski lud

„…obwałuje je wreszcie niezłomnemi tamami, zabez­pieczy na zawsze złotodajne niziny, wielkiemi pracami wymiecie nierówności dna, rozległe mielizny, brózdy i wzgórza, fałdy i jamy ze stromemi ścianami, studnie kilkusążniowej głębiny, wywiercone przez nagłe wiry. Powiększy i unormuje głębokość żeglowną, ułatwi ruch lodów.

            Zaginie w Wiśle odwieczna, bezpłodna łacha i od­wieczny rokroczny zator, czterokrotna co roku powódź, samopas i niewolniczo, niszczycielsko i obłędnie cho­dząca masa wód.

Podjęte znowu zostanie dzieło Wielkiego Kazi­mierza”.